20070709

Radość i nie tylko.

Byłem na ślubie i weselu (pierwszy raz w życiu, ale można się trochę pomądrzyć). Nie swoim of'koz, bo jakby to wyglądało? Ślub jak ślub, odwiedziłem kościół, nagimnastykowałem się podczas tej całej smutnej ceremonii, smutnej? Tak, niby taka radosna uroczystość, ale jednak kościół katolicki to smutne zgromadzenie, pełne zawodzących śpiewów, bicia w piersi i powagi. Byłem jedną z niewielu osób, która się uśmiechała, ale to pewnie dlatego, że reszta to stali bywalcy, którzy podobne wyrazy twarzy mają i na pogrzebie. Na szczęście para młoda trzymała fason i wyglądali na zadowolonych (pewnie byli, choć nie wiem z czego się cieszyć).
Po ślubie, wiadomo, wesele, nie będę się rozczulał, że dom weselny był niezbyt dostosowany do pełnienia swej roli, a ziemniaki niedosolone, bo nie o tym... O czym chciałem wspomnieć to piękne zjawisko ogólnej radości, wiadomo, ludzie opuścili święty przybytek, napili się eliksirów szczęścia i zaczęli bawić. Co wódka z ludźmi robi...
Jako, że wesele było tru z kapelą, przyśpiewkami przy stołach i smalcem (mmm... smaaalec) były również oczepiny, podczas których hmm... właśnie co? Podczas których, para młoda, jak i goście biorą udział w różnego rodzaju zabawach. Podczas jednej z nich banda ludzi (czyt.: goście, co ciekawe wszyscy, czyli ok. 140 osób) łaziła wokół młodych przy akompaniamencie zespołu.

-intermission- tutaj autor łapie się za głowę, widząc swoje wodolejstwo i postanawia przejść do meritum, bo tak dłużej być nie może. -intermission-

Tak więc, goście łażą, a kapela śpiewa, że młodzi muszą podziękować rodzicom za swe wychowanie i tu następuje moment, w którym autor czuje się rozczulony. Jest to ten rodzaj rozczulenia, który ludzie często odczuwają oglądając happy end naprawdę dobrze zrobionego filmu, i do którego czasem (lub nadzwyczaj często) boją się przyznać. Ojciec pana młodego, widząc przed sobą swojego syna, zaczyna płakać. Niby nic, a zdarzenie zdecydowanie pozytywne i spontaniczne. Łzy szczęścia i dumy, ogólna radość i wielkie juhu! Inaczej nie umiem tego określić i nie zamierzam. Cudna sprawa zobaczyć taki obrazek, bo tak to bywa, że ludziom na co dzień ciężko przychodzi prawdziwe uwolnienie emocji, a jeszcze trudniej tych pozytywnych. Tak to się porobiło w naszym świecie, że łatwiej kogoś zajebać niż mu pomóc. Ale nie bądźmy złowieszczy, Babilon kiedyś spłonie!
Niech nas Jah błogosławi i weselmy się nie tylko od święta.

Lekcja na dziś:
pisz człowieku więcej na blogu, to szybciej wyjdzie z tego coś godnego pochwalenia się ;].

3 komentarze:

softsummer pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Unknown pisze...

Ta daah! Przeczytalam. I mam poczucie, ze komentarze pisze sie rownie trudno co notki :) Anyway, jak sie czyta to nie widac ze sie jakos meczyles nad tym...podobal mi sie Twoj glos wewnetrzny, przywolujacy Autora do porzadku :]
Co do samych refleksji weselnych to temat jest tak szeroki, ze mogles spokojnie napisac wiecej, moze przyszle notki beda kontunuowac temat? Np. dlaczego "nie ma sie z czego cieszyc" ( a propos slubu)
A jesli chodzi o kwestie techniczne, to justuj tekst i napisz jak czesto aktualki beda. To Cie zdyscyplinuje xD

Unknown pisze...

"Usunięto komentarz

Ten post został usunięty przez administratora bloga."
a to z kolei sugeruje ze ktos bluzgal i w ogole ....ledwo druga notka a juz takie komentarze, no kto to widzial :D