20070924

All you need is, All you want is...

Dave Matthews Band. Grupa, której muzyka bardzo mi się podoba, pierwszy raz widziałem ten klip na vh1 i od tamtego czasu szukam płyt w sklepach muzycznych. Ciężko znaleźć. Jednak, Dave Matthews Band - Everyday. youtube powered, oczywiście :]

20070923

Zdjęcia.

Mam zdjęcia. Jest ich ponad dwadzieścia. Ale niestety skaner strasznie psuje kolory i tak naprawdę nie umiem za bardzo tego naprawić. Mimo to zaprezentuję kilka.

Widok z okna
Widok niemal z okna.
Yeah! Część stada.
Dojenie :B
Lodówka.

Aha, i jeszcze takie coś, bo pracuję nad logo. Ale to nieistotne. Istotne, że przy okazji powstała taka koncepcja, odrzucona już, ale pokazać można.

20070914

'Go and see...'

...the sorcerer look into a ball,
You may find the answer written on the wall'
/Wolfmother - Vagabond/

O niczym, czyli o wszystkim.

Jest nowy copper! Wspominam o tym tutaj, ponieważ jest to komiks aktualizowany bardzo rzadko, ale za to w jakim stylu, polecam każdemu, kto oczekuje od netkomiksu 'czegoś więcej'. Oczywiście przeczytajcie wszystkie plansze, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście mimo linka gdzieś tam --> po prawo. Niebanalna kolorowa oprawa, niby uproszczona, ale potrafiąca przyciągnąć oko (polecam odcinek z wodospadem np.). Oprawa tak samo skuteczna, jak dialogi bohaterów, które w niemal każdej planszy przekazują coś naprawdę, ale to naprawdę istotnego. A czasem zabawnego. A czasem... Tylko 35 plansz, a kopią dupy.

Moja siostra (pozdro! :F ) kupiła mi 3tom komiksu Blacksad. Posiadam już 1 i 3, brakuje mi 2 wydanego przez nieistniejące już wydawnictwo. Anyway, komiks opowiada historie z życia i pracy detektywa Johna Blacksad'a, który jest czarnym kotem. To dlatego, że komiks jest, jak to się ładnie mówi 'anthro', uczłowieczone zwierzęta, które rysownik (Juanjo Guarnido) genialnie przedstawia. Dlaczego nagle wspominam o tym komiksie? Bo chciałem się pożalić w związku ze wspomnianym trzecim tomem o tytule: 'Czerwona Dusza'. Nie mogę nic zarzucić planszom, cudownie pokolorowane, idealne połączenie człowieczo-zwierzęcej anatomii, genialna kreacja głównego bohatera. Natomiast scenariusz (Diaz Canales) wydaje się być, jak dla mnie, marny. Czytając komiks ma się wrażenie, że autor scenariusza miał pomysł na historię łączącą zabójstwo, wyścig zbrojeń, 'polowanie na czarownice' z okresu zimnej wojny w stanach. Do tego wszystkiego chciał jeszcze dodać powiązania głównego bohatera ze światkiem amerykańskich komunistów i naukowców i wyszło przykre nic. W rezultacie otrzymujemy historię, przedstawioną pobieżnie, mniej więcej po 3 plansze na jeden wątek.
Opowieść, która powinna być niezłym kryminałem w kilku rozdziałach (tomach, whatever) jest tutaj skompresowana, i pozostawia czytelnikowi zbyt wiele pola do dopowiedzenia.

Zastanawiam się jak wygląda sprawa w drugiej części, i nie tracę wiary, bo pierwsza część 'Pośród Cieni', była sprawnie opowiedzianą historią detektywistyczną, która zachwyciła mnie pod każdym względem. No to może jeszcze na koniec dwa 'cytaty':
'Blacksad Pośród cieni' Canales & Guarnido.
'Blacksad Czerwona dusza' Canales & Guarnido.

Dawno temu poznałem gościa, który ma ksywę Dżin. Wiecie czemu? Bo pojawia się wszędzie tam, gdzie ktoś otwiera butelkę. :D I pozdro dla ludzkości z Lublina! Choć pewnie mało kto to przeczyta.

Inna sprawa. Podczas mojej nieobecności, troszkę się napieprzyło w sejmie (aż dziwne, że dało się bardziej) i okolicach, więc mamy wybory. Napiszę to tutaj, a nuż widelec, na kogoś to wpłynie ( nie żebym miał jakiś wielki autorytet) ale, ALE! Proszę, idźmy na te wybory, w jak największej ilości, głosujmy na kogo chcemy, ale GŁOSUJMY! do chuja pana!
Aha, bo taka za mnie nieumiejocha i nie napisałem. 21 października są wybory, to niedziela, więc ciężko nie mieć czasu.

Fin.

20070913

I've go(A)t the power!

No i wróciłem. Przez ostatnie 25 dni (licząc od wtorku wstecz) doiłem kozy w miejscu o nazwie Herdalssetra w Norwegii. Oddalony od poważniejszej cywilizacji o 10 kilometrów krętej, stromej lecz niesamowicie pięknej drogi w górę (lub w dół, wiadomo, wszystko depends) codziennie rano (6.00) i wieczorem (17.oo) zadaniem moim (jak i mojej Pani, z którą zostałem wywieziony na to odludzie xD) było doić kozy.

Było ich 300. Rozmaite, rogate, bez rogów, z podciętymi rogami, białe, czarne, siwe, w łaty, uparte, małe, kulawe, marudne, uzależnione od dojenia (taka akurat była jedna, wydawała z siebie wrzaski, tylko trochę przypominające meczenie, póki się jej nie podłączyło dojarki) chore, młode, jeszcze młodsze. Po jakichś dwóch tygodniach naszła mnie myśl, że kozy są trochę jak ludzie, nie tylko ze względu na ich różnorodność, ale też zachowanie. Co sprawiło, że tak uważam? Otóż, po pierwsze: wszystkie chcą żreć, dorwać się do koryta, można by rzec, ale nie były karmione w korycie tylko takich przegrodach (gdy zdjęcia się wywołają i zeskanują, zaprezentuję). Po drugie: nie potrafią zrozumieć, że i tak dostaną żreć, więc pchają się byle szybciej. Po trzecie: mimo, że pchają się, mają z grubsza ustaloną hierarchię, którą po dłuższym obcowaniu można rozgryźć. Czwartą cechą upodabniającą je do ludzi jest fakt, że mimo iż uparte, gdy ktoś odpowiednio większy na nie krzyknie, trzaśnie kilka razy szczotą lub złapie za kark to zrobią czego się od nich oczekuje. Po piąte, zupełnie jak ludzie w najmniej odpowiednim momencie potrafią coś spierdolić, co tylko wydłuży Twoją (moją, czyjąkolwiek) pracę. Po szóste, podobnie jak z ludźmi, których poznaje się masę, zapamiętuje się kilka. Najczęściej te, które się nam spodobały lub zaszły za skórę.
Mówię Wam, zupełnie jak z ludźmi.

Co do samego pobytu, mimo częściowo spartańskich (heheh, 300 kóz, spartańskie...) warunków mieszkania, odcięcia od zasięgu komórkowego, prądu przez 6-8 godzin w sumie rano i wieczorem, czytaniu książek przy świecach i lampie naftowej, deszczowej pogody (najbardziej deszczowe lato w Norwegii od 12 lat), pier..... zimna o 6, gdy trzeba było wstać wyjazd uważam za niesamowicie udany. Na przykład dlatego, że pojechałem tam z Nią, że praca była lekka i opłacalna, że wyrwałem się jednak gdzieś podczas tych wakacji, które uznałem wcześniej za zmarnowane. Ale także dlatego, że zobaczyłem Norwegię! Co za piękny kraj! Sama okolica, w której mieszkaliśmy. Dolina poprzecinana strumykami, wodospady! dużo ich było (dzięki Beata! :D) karłowte drzewa w lesie, monumentalna góra zaraz po wyjściu z domku, norweskie domki z dachami pokrytymi trawą, ogromna ilość ścieżek (wydeptanych przez kozy of'koz) prowadząca w naprawdę piękne a zarazem 'zwyczajne' miejsca, przez większość czasu brak dużej ilości osób, no po prostu cud.
Norwegia to zupełnie inny kraj, pusty, to fakt, ale to tylko dodaje uroku, czasem, aż niewiarygodne wydawało się, że idąc w góry (wyprowadzając kozy na dzień, aye) nie ma jakichś oznaczonych szlaków, ludzi, wycieczek, a tylko szczyty gór pokryte śniegiem, drzewa obrośnięte porostami, głazy, obalone pnie. Istna magia, możecie mi wierzyć.

O jejku, mógłbym się tak rozwodzić jeszcze trochę, ale przerwę tutaj, poczekam na zdjęcia i przy ich okazji jeszcze się popodniecam nad tym trochę zimnym, ale pięknym krajem.

Peace!