20071216

No i co?!

Stagnacja. Marazm. Flaki. Ale już zimne. Moje życie w necie spadło do minimum, brak sieci w łodzi w mieszkaniu powoduje, że jak już przyjadę do domu to się panoszę przeglądając netkomiksy, fora i dA, i tylko się dziwię, czemu nikt nic na moim blogu nie napisał xD, żadnego nowego posta, dziwne. Przyznam, przeszkadza mi ten brak, a bieganie z laptopem na uczelnię jest niewygodne tak samo jak siedzenie już na korytarzu na ławce. Całkowity dyskomfort.

Poza tym co. Idą święta, ale o świętach to w święta.
Musiałem coś napisać, by dać znać, że TO żyje. Ma się średnio, ale żyje. Reanimacja soon.

Peace.

20071103

'Stardust' de mówi

Jak się rzekło. Byłem w kinie na Gwiezdnym Pyle, filmie którego scenariusz opiera się na książce-baśni Neila Gaimana, o tym samym tytule. Jak na baśń przystało mamy zakochanego młodzieńca, gwiazdkę z nieba, wiedźmy, zaginioną księżniczkę i latające okręty. To w filmie, bo w książce mamy jeszcze moce natury, ciekawe opisy, akcję, która doskonale pasuje do przygody, której odbiorcami mają być - w założeniu - dzieci.

Twórcy filmu odwalili kawał dobrej roboty! Szczególnie by natrzepać kasy zarówno na ludziach zaznajomionych z dziełem (bo ci pójdą z ciekawości 'jak im to wyszło' ) jak i na osobach, które po prostu idą na film. Bo te osoby będą się czuły, jakby oglądały rewelacyjną przygodówkę. I tego temu obrazowi nie można odmówić. Widowiskowe efekty w stonowanej ilości, które nie darły paszczy do widza 'widzisz?! wydaliśmy na ten błysk milion dolarów, a armia naszych grafików musiała pozorować własne zaginięcia, by rodziny pozwoliły im pracować non stop przez pół roku'. Muzyka, która nie przeszkadzała (no chyba, że oglądamy w cinema city w łodzi, gdzie ktoś przesadził z potencjometrem) i całkiem sprawnie oddawała klimat. Mogę jedynie przyczepić się do dużej dętości ( :D ilości instrumentów dętych) w niektórych scenach, ale nie jest to ogromny minus. Gra aktorska, na której może nie znam się zbyt dobrze, przyzwoita i śrubowana leciutko w górę przez De Niro (pominę na razie jego rolę) i Michelle Pfeiffer.
Podsumowując, super film, na który warto iść do kina, bo i pośmiać i wzruszyć się można. Morowo.
Niestety jak na adaptację przystało można zauważyć różnice, ta znacznie odstaje od swego pierwowzoru. Wiadomo, niektóre uproszczenia są dopuszczalne (np. brak przybranej matki Tristana, zmniejszenie komplikacji przekleństwa Uny), lecz niektóre potwornie RAŻĄ! Przynajmniej mnie, czepialskiej dziwki. Przede wszystkim rola De Niro, blarfhargh! nie chcę spoilerować, ale to było przegięcie. Nie przeczę,tekst jednego z piratów był śmieszny, ale gruuubo doszyte do fabuły książkowej. Ponadto, brakowało mi pana w cylindrze i włochatego gościa, obaj przewinęli się w książce tylko na parę chwil, a jednak nadawali dziełu gaimanowskiej tajemniczości, tak charakterystycznej i stanowiącej o klimacie. Czepnę się też do komizmu, choć to trochę ryzykowne, gdyż nie czytałem 'Pyłu' w oryginale. Film JEST zabawny, (chociażby komentarze książąt, zachowanie kozła) ale komizm wydaje się być odrobinę 'przesunięty', w książce i w obrazie śmieszyły mnie inne momenty. Dobrze, dość wybrzydzania (choć znalazłoby się jeszcze :>).
Tu sam ap ;], nie żałuję pieniędzy wydanych na bilet, bo obejrzałem przyjemny film oparty na prozie jednego z moich ulubionych autorów, który dostarczył mi rozrywki na te 120 minut. Polecam nawet surowym fanom pana Gaiman'a.
*intermission*

I kolejna notatka, rozpoczęta na wykładzie z psycho, dokończona w domu. Gdy 'skończyłem' doszedłem do wniosku, że skrzydło powinno wyglądać inaczej, ale i tak mi się podoba.

20071101

Rysuj człowieku

Komjunikat: mam z powrotem swój numer gg. Haha! Dziękówa dla serwisu technicznego gg, dzięki panu Tomkowi i pani Żanecie go odzyskałem.

Poooza tym. Ponad tydzień po wyborach. I co z tego? Rządu nie ma, bo cośtam, oraz cośtam! I przede wszystkim dlatego, że cośtam. Nie bulwersuje mnie to, że nie będę wiedział, jacy ludzie będą ministrami, bo na to i tak nie mam wpływu, a po prostu rozwlekanie. Skoro nie ma jeszcze rządu, to czym są ci ludzie zajęci? Mogliby się już dogadać. Nawet prezydent. Co za debilizm! Obraził się, bo ktoś raczył zauważyć, że współpracuje ze swoim bratem! O bogowie, straszne!

Haha. No to kończę wpis xD. Bo w sumie, zależało mi na tym, by nie wpaść w martwy punkt, braku notek, który stworzył by w mojej głowie sytuację 'e, jak już nie pisałem tyle, to i teraz nie muszę'. A tak, przynajmniej są jakieś pierdoły. AAAAle Aha! Kupiłem laptopa. Ostatnie godziny spędziłem siedząc w necie w poszukiwaniu ładnej tapety, która jeszcze by do tego pasowała rozdzielczością. Ale i tak najbardziej w moim laptopie podoba mi się myszka :F, bo jest niewielka i żółto zielona. Pociesznie. Jak się uda, zrobię jej pocieszne zdjęcie, kiedyś.

Pieprzona jesień, zaczyna się robić zimno, deszczowo. Choć w Łodzi to akurat korzystna sytuacja, bo miasto po deszczu wydaje się bardziej czyste. Przejrzyste. Szkliste. Szkoda, że deszcz nie pada na śmierdzącej stęchłym drewnem i wilgocią klatce schodowej.

Z ewidentnych pozytywów: życie jest piękne, długie przerwy w kontaktach nie oznaczają końca genialnych znajomości, krótkie formy komunikacji mogą oznaczać nowe wartościowe znajomości, są ludzie dla których warto, cokolwiek. I listy. Piszmy listy, taaak! Takie Papierowe z papieru.

Pierdolę Przemoc!

20071020

Rzeczy.

Jutro wybory! wohooo! Trzeba iść głosować. Vote or die. No i jak się nie zagłosuje, to potem nie ma się prawa narzekać. Tak właśnie.

aha. jako geniusz zbrodni usunąłem swoje konto gg (proszę nie pytać jak) i mój numer na razie to: 4768661. staram się odzyskać poprzedni, o wiele ładniejszy, ale nie wiem jeszcze czy się uda. więc mam nowy.

oraz. notatka z wykładów:

ludzik za biurkiem to pani prof. :] notatka z podstaw socjologii i psychologii.

Głosujcieeeee!
eot.

20070924

All you need is, All you want is...

Dave Matthews Band. Grupa, której muzyka bardzo mi się podoba, pierwszy raz widziałem ten klip na vh1 i od tamtego czasu szukam płyt w sklepach muzycznych. Ciężko znaleźć. Jednak, Dave Matthews Band - Everyday. youtube powered, oczywiście :]

20070923

Zdjęcia.

Mam zdjęcia. Jest ich ponad dwadzieścia. Ale niestety skaner strasznie psuje kolory i tak naprawdę nie umiem za bardzo tego naprawić. Mimo to zaprezentuję kilka.

Widok z okna
Widok niemal z okna.
Yeah! Część stada.
Dojenie :B
Lodówka.

Aha, i jeszcze takie coś, bo pracuję nad logo. Ale to nieistotne. Istotne, że przy okazji powstała taka koncepcja, odrzucona już, ale pokazać można.

20070914

'Go and see...'

...the sorcerer look into a ball,
You may find the answer written on the wall'
/Wolfmother - Vagabond/

O niczym, czyli o wszystkim.

Jest nowy copper! Wspominam o tym tutaj, ponieważ jest to komiks aktualizowany bardzo rzadko, ale za to w jakim stylu, polecam każdemu, kto oczekuje od netkomiksu 'czegoś więcej'. Oczywiście przeczytajcie wszystkie plansze, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście mimo linka gdzieś tam --> po prawo. Niebanalna kolorowa oprawa, niby uproszczona, ale potrafiąca przyciągnąć oko (polecam odcinek z wodospadem np.). Oprawa tak samo skuteczna, jak dialogi bohaterów, które w niemal każdej planszy przekazują coś naprawdę, ale to naprawdę istotnego. A czasem zabawnego. A czasem... Tylko 35 plansz, a kopią dupy.

Moja siostra (pozdro! :F ) kupiła mi 3tom komiksu Blacksad. Posiadam już 1 i 3, brakuje mi 2 wydanego przez nieistniejące już wydawnictwo. Anyway, komiks opowiada historie z życia i pracy detektywa Johna Blacksad'a, który jest czarnym kotem. To dlatego, że komiks jest, jak to się ładnie mówi 'anthro', uczłowieczone zwierzęta, które rysownik (Juanjo Guarnido) genialnie przedstawia. Dlaczego nagle wspominam o tym komiksie? Bo chciałem się pożalić w związku ze wspomnianym trzecim tomem o tytule: 'Czerwona Dusza'. Nie mogę nic zarzucić planszom, cudownie pokolorowane, idealne połączenie człowieczo-zwierzęcej anatomii, genialna kreacja głównego bohatera. Natomiast scenariusz (Diaz Canales) wydaje się być, jak dla mnie, marny. Czytając komiks ma się wrażenie, że autor scenariusza miał pomysł na historię łączącą zabójstwo, wyścig zbrojeń, 'polowanie na czarownice' z okresu zimnej wojny w stanach. Do tego wszystkiego chciał jeszcze dodać powiązania głównego bohatera ze światkiem amerykańskich komunistów i naukowców i wyszło przykre nic. W rezultacie otrzymujemy historię, przedstawioną pobieżnie, mniej więcej po 3 plansze na jeden wątek.
Opowieść, która powinna być niezłym kryminałem w kilku rozdziałach (tomach, whatever) jest tutaj skompresowana, i pozostawia czytelnikowi zbyt wiele pola do dopowiedzenia.

Zastanawiam się jak wygląda sprawa w drugiej części, i nie tracę wiary, bo pierwsza część 'Pośród Cieni', była sprawnie opowiedzianą historią detektywistyczną, która zachwyciła mnie pod każdym względem. No to może jeszcze na koniec dwa 'cytaty':
'Blacksad Pośród cieni' Canales & Guarnido.
'Blacksad Czerwona dusza' Canales & Guarnido.

Dawno temu poznałem gościa, który ma ksywę Dżin. Wiecie czemu? Bo pojawia się wszędzie tam, gdzie ktoś otwiera butelkę. :D I pozdro dla ludzkości z Lublina! Choć pewnie mało kto to przeczyta.

Inna sprawa. Podczas mojej nieobecności, troszkę się napieprzyło w sejmie (aż dziwne, że dało się bardziej) i okolicach, więc mamy wybory. Napiszę to tutaj, a nuż widelec, na kogoś to wpłynie ( nie żebym miał jakiś wielki autorytet) ale, ALE! Proszę, idźmy na te wybory, w jak największej ilości, głosujmy na kogo chcemy, ale GŁOSUJMY! do chuja pana!
Aha, bo taka za mnie nieumiejocha i nie napisałem. 21 października są wybory, to niedziela, więc ciężko nie mieć czasu.

Fin.

20070913

I've go(A)t the power!

No i wróciłem. Przez ostatnie 25 dni (licząc od wtorku wstecz) doiłem kozy w miejscu o nazwie Herdalssetra w Norwegii. Oddalony od poważniejszej cywilizacji o 10 kilometrów krętej, stromej lecz niesamowicie pięknej drogi w górę (lub w dół, wiadomo, wszystko depends) codziennie rano (6.00) i wieczorem (17.oo) zadaniem moim (jak i mojej Pani, z którą zostałem wywieziony na to odludzie xD) było doić kozy.

Było ich 300. Rozmaite, rogate, bez rogów, z podciętymi rogami, białe, czarne, siwe, w łaty, uparte, małe, kulawe, marudne, uzależnione od dojenia (taka akurat była jedna, wydawała z siebie wrzaski, tylko trochę przypominające meczenie, póki się jej nie podłączyło dojarki) chore, młode, jeszcze młodsze. Po jakichś dwóch tygodniach naszła mnie myśl, że kozy są trochę jak ludzie, nie tylko ze względu na ich różnorodność, ale też zachowanie. Co sprawiło, że tak uważam? Otóż, po pierwsze: wszystkie chcą żreć, dorwać się do koryta, można by rzec, ale nie były karmione w korycie tylko takich przegrodach (gdy zdjęcia się wywołają i zeskanują, zaprezentuję). Po drugie: nie potrafią zrozumieć, że i tak dostaną żreć, więc pchają się byle szybciej. Po trzecie: mimo, że pchają się, mają z grubsza ustaloną hierarchię, którą po dłuższym obcowaniu można rozgryźć. Czwartą cechą upodabniającą je do ludzi jest fakt, że mimo iż uparte, gdy ktoś odpowiednio większy na nie krzyknie, trzaśnie kilka razy szczotą lub złapie za kark to zrobią czego się od nich oczekuje. Po piąte, zupełnie jak ludzie w najmniej odpowiednim momencie potrafią coś spierdolić, co tylko wydłuży Twoją (moją, czyjąkolwiek) pracę. Po szóste, podobnie jak z ludźmi, których poznaje się masę, zapamiętuje się kilka. Najczęściej te, które się nam spodobały lub zaszły za skórę.
Mówię Wam, zupełnie jak z ludźmi.

Co do samego pobytu, mimo częściowo spartańskich (heheh, 300 kóz, spartańskie...) warunków mieszkania, odcięcia od zasięgu komórkowego, prądu przez 6-8 godzin w sumie rano i wieczorem, czytaniu książek przy świecach i lampie naftowej, deszczowej pogody (najbardziej deszczowe lato w Norwegii od 12 lat), pier..... zimna o 6, gdy trzeba było wstać wyjazd uważam za niesamowicie udany. Na przykład dlatego, że pojechałem tam z Nią, że praca była lekka i opłacalna, że wyrwałem się jednak gdzieś podczas tych wakacji, które uznałem wcześniej za zmarnowane. Ale także dlatego, że zobaczyłem Norwegię! Co za piękny kraj! Sama okolica, w której mieszkaliśmy. Dolina poprzecinana strumykami, wodospady! dużo ich było (dzięki Beata! :D) karłowte drzewa w lesie, monumentalna góra zaraz po wyjściu z domku, norweskie domki z dachami pokrytymi trawą, ogromna ilość ścieżek (wydeptanych przez kozy of'koz) prowadząca w naprawdę piękne a zarazem 'zwyczajne' miejsca, przez większość czasu brak dużej ilości osób, no po prostu cud.
Norwegia to zupełnie inny kraj, pusty, to fakt, ale to tylko dodaje uroku, czasem, aż niewiarygodne wydawało się, że idąc w góry (wyprowadzając kozy na dzień, aye) nie ma jakichś oznaczonych szlaków, ludzi, wycieczek, a tylko szczyty gór pokryte śniegiem, drzewa obrośnięte porostami, głazy, obalone pnie. Istna magia, możecie mi wierzyć.

O jejku, mógłbym się tak rozwodzić jeszcze trochę, ale przerwę tutaj, poczekam na zdjęcia i przy ich okazji jeszcze się popodniecam nad tym trochę zimnym, ale pięknym krajem.

Peace!

20070813

A jednak

Za parę chwil wyjeżdżam do Norwegii, pracować, cieszy mnie to. Nie wiem co będę tam robił, grunt, że może coś zarobię. O pracy i o tym, że tam lecę dowiedziałem się dziś, więc nie mam jak pomachać wszystkim, szczególnie, że na spakowanie miałem 2 godziny. Do zobaczenia za ok. miesiąc. Wish me luck!

Chciałbym przywieźć masę zdjęć, ale nie mam aparatu >.> . Do zobaczenia, niedługo (znaczy z miesiąc... xD).

Ciao! (wiem, że to po włosku, ale who cares?)

p.s.pamiętam elfko :]

20070812

Bez Tytułu.

Zwłoka jest cnotą. Powinno istnieć takie powiedzonko, wtedy byłbym cnotliwym człowiekiem, niepiszącym notek przez długi czas, by potem w równie cnotliwym stylu zamieścić to beztytułowe coś poniżej (długie zdania rządzą!). Nie ma co się tłumaczyć, po prostu nie chciało mi się tu wejść i napisać czegokolwiek, ale 'i fil powwa!'

Zapoczątkuję nieregularny cykl 'Z autobusu':
Sobota, znaczy się wczoraj, jadę autobusem do tzw.'centrum'. Nagle autobus hamuje, wszyscy lecą do przodu, kierowca trąbi. Jako, że stałem blisko przodu, widzę starszą panią, która macha rękami, że to niby nic jej się nie stało. A neoplan minął ją o centymetry. I słyszę starszego pana siedzącego obok mnie: 'Ksiądz by sobie zarobił, he he he.' Słusznie pomyślane xD.

Ponadto, gobliny!

Rysowane na szybko, na działce.

To na razie na tyle, jutro nadrabiania zaległości ciąg dalszy.

20070713

Łerk in progress

Idąc za głosem komentarzy, oraz własnej ciekawości i chęci, wczorajszy dzień spędziłem na rysowaniu postaci podpisanej w poprzednim poście 'Pan'. Chcę utrzymać wygląd gościa w klimacie post apokaliptycznym / steampunkowym, cały czas nad tym pracuję, choć wczoraj więcej czasu zabrało mi narysowanie postaci pod kątem, a nie stojącej twarzą i tułowiem do oglądającego. Trochę to trudne, ale nie od razu Ankh-Morpork zbudowano. Przy okazji oglądam sobie różne grafiki z warhammer'a 40k, fallout'a czy neuroshimy szukając inspiracji do szczegółów jakimi będę chciał obdarzyć postać. Szczerze przyznam, że tych grafik wiele nie ma, ale zawsze coś zostaje w głowie.
Co do samych prac, jak tytuł wskazuje, są one bardzo 'in progress' i jeszcze dużo pracy przede mną, tym bardziej, że cały czas kombinuję nad okryciem wierzchnim Pana. Ostatni rysunek to lekko zmodyfikowany przeze mnie M1 Garand, amerykańska broń z czasów IIWŚ, przypadł mi do gustu jak grałem w Call of Duty i oto jest.

Poooza tym, czytam 'Gwiezdny Pył' ('Stardust') Neil'a Gaiman'a, lekka książeczka o chłopaku, który wyrusza do Krainy Czarów w poszukiwaniu Gwiazdy, którą obiecał swojej wybrance serca. Bardzo szybko się czyta, za co uwielbiam Gaiman'a, który nie rozwodzi się nad wszystkim w okół i porusza tylko naistotniejsze dla akcji wątki. Jak przeczytam całość (pewnie dziś wieczorem) postaram się napisać coś więcej.
A oto i prace:Ta wersja (biorąc pod uwagę udane w miare D:) ma trochę sporo usterek :D.
Miał trzymać broń, ale na razie zrezygnowałem, bo po co wysilać się na szczegóły, gdy samej postaci dużo brakuje.
Garand.

20070710

Że coś.

Hmm... Porysowałem dziś trochę, nie tylko na papierze, ale rysunki paint'owe są niechlujne, więc nie ma co się nimi chwalić. Natomiast chciałbym pokazać dwa, szybkie, ołówkiem, takie są... a'la concept art.


Skaua

Pan

20070709

Radość i nie tylko.

Byłem na ślubie i weselu (pierwszy raz w życiu, ale można się trochę pomądrzyć). Nie swoim of'koz, bo jakby to wyglądało? Ślub jak ślub, odwiedziłem kościół, nagimnastykowałem się podczas tej całej smutnej ceremonii, smutnej? Tak, niby taka radosna uroczystość, ale jednak kościół katolicki to smutne zgromadzenie, pełne zawodzących śpiewów, bicia w piersi i powagi. Byłem jedną z niewielu osób, która się uśmiechała, ale to pewnie dlatego, że reszta to stali bywalcy, którzy podobne wyrazy twarzy mają i na pogrzebie. Na szczęście para młoda trzymała fason i wyglądali na zadowolonych (pewnie byli, choć nie wiem z czego się cieszyć).
Po ślubie, wiadomo, wesele, nie będę się rozczulał, że dom weselny był niezbyt dostosowany do pełnienia swej roli, a ziemniaki niedosolone, bo nie o tym... O czym chciałem wspomnieć to piękne zjawisko ogólnej radości, wiadomo, ludzie opuścili święty przybytek, napili się eliksirów szczęścia i zaczęli bawić. Co wódka z ludźmi robi...
Jako, że wesele było tru z kapelą, przyśpiewkami przy stołach i smalcem (mmm... smaaalec) były również oczepiny, podczas których hmm... właśnie co? Podczas których, para młoda, jak i goście biorą udział w różnego rodzaju zabawach. Podczas jednej z nich banda ludzi (czyt.: goście, co ciekawe wszyscy, czyli ok. 140 osób) łaziła wokół młodych przy akompaniamencie zespołu.

-intermission- tutaj autor łapie się za głowę, widząc swoje wodolejstwo i postanawia przejść do meritum, bo tak dłużej być nie może. -intermission-

Tak więc, goście łażą, a kapela śpiewa, że młodzi muszą podziękować rodzicom za swe wychowanie i tu następuje moment, w którym autor czuje się rozczulony. Jest to ten rodzaj rozczulenia, który ludzie często odczuwają oglądając happy end naprawdę dobrze zrobionego filmu, i do którego czasem (lub nadzwyczaj często) boją się przyznać. Ojciec pana młodego, widząc przed sobą swojego syna, zaczyna płakać. Niby nic, a zdarzenie zdecydowanie pozytywne i spontaniczne. Łzy szczęścia i dumy, ogólna radość i wielkie juhu! Inaczej nie umiem tego określić i nie zamierzam. Cudna sprawa zobaczyć taki obrazek, bo tak to bywa, że ludziom na co dzień ciężko przychodzi prawdziwe uwolnienie emocji, a jeszcze trudniej tych pozytywnych. Tak to się porobiło w naszym świecie, że łatwiej kogoś zajebać niż mu pomóc. Ale nie bądźmy złowieszczy, Babilon kiedyś spłonie!
Niech nas Jah błogosławi i weselmy się nie tylko od święta.

Lekcja na dziś:
pisz człowieku więcej na blogu, to szybciej wyjdzie z tego coś godnego pochwalenia się ;].

20070704

It's Alive!

Wreszcie! I teraz już na serio, zakładam tego przeklętego z góry bloga. Nie jestem do końca pewny po co to robię, jakie kierują mną ciągoty (ajjj!), co będę chciał przekazać światu (choć pewnie świat czytający tego bloga będzie zupełnie-mnie-niezaskakująco mały) i co będę na nim prezentował, ale na pewno coś wymyślę, bo skoro cały czas chodziła mi po głowie myśl o czymś takim to coś w tym musi być. Stworzyłem nawet suppa kul logo, do którego wykorzystałem zdjęcie puszki ze sxc.hu oraz swoje jako-takie zdolności manualne, dzięki którym namazałem ołóweczek, krzyżyk i napiski.

Słowem wstępu to tyle, deszcz radośnie uderza o paczki styropianu zgromadzone za moim oknem w celu ocieplenia budynku, mnie zaraz przypali się obiad. A po zjedzeniu owego onego wspomnianego obiadu, uzupełnię otoczenie bloga różnymi bzdetami, które każdy blog posiadać musi i co jest fajną sprawą ogólnie czyli linkami, które autor sobie jakoś tam znalazł i chciałby się pochwalić jakie to fajne rzeczy czytuje/ogląda w necie.