20091226

byle co

piszę, pod presją, bardzo miłą, choć odległą, ale konsekwencja w dystansie to wszystko na co mnie stać. bo ten, konsekwencja maleje wraz z odległością, za to inne rzeczy jak by to... rosną, poza hamulcami, one też maleją, robią się z nich hamulczyki.
mam ogromną, zuchwałą ochotę napisać coś o naturze przyjaźni, że to taki twister niby, prosta plansza, kilka rzędów kolorowych kółek, zasady jeszcze prostsze (do twistera dodają w ogóle instrukcję? reguły gry? pewnie tak, to w końcu gra, nie życie) a potem przystępuje się do gry, jest świetnie, ale czasem gracze przyjmują takie pozycje, że plansza czy ta przeklęta wskazówka (słowo klucz?) są zupełnie zbędne.
i nie, nie chodzi mi tu o ustawienie przyjaźni na równi z grą, brońcie mnie od tego Wy nieliczni przyjaciele, ale na pewno rozumiecie, że to taka nieudolna figura stylistyczna, którą chciałem zastosować, by pokazać o czym chciałbym napisać, bo mnie kusi, ale nie napiszę. bo nie umiem tego teraz tak napisać jak myślę, by otrzymało kształt jaki chciałbym by otrzymało (tak, szkołę budowania myślowych labiryntów ukończyłem z wyróżnieniem, teraz mam nadzieję robię spore postępy w ich burzeniu, może nie w tej chwili, ale staram się, a jestem taki słabiutki).

będzie przyziemnie, bo taki minilans, gdzie mnie można napotkać w sieciowości jako takiej, bo się rejestruję a potem smucę, że nie mam znajomych i w ogóle, a skąd oni, biedne dusze pośród tego cyfrowego limbo mają wiedzieć, że ja to ja? ba! skąd mają wiedzieć, że mają mnie szukać bo się smucę? no właśnie. to lecim.

fejsbuk - na początek oficjalnie, tu jak ktoś mnie z nazwiszcza kojarzy to może mnie znaleźć, bo wiecie, taki jestem mega anonimowy, chyba że komuś zależy to niech pchnie mejla ( nothing.mort na gmail.com ) to się kulturalnie pozapraszamy. po żadnej szkole mnie nie sposób znaleźć, bo to fejsbuk, a nie jakaś polska nasza klasa.
dalej twitter, gdzie swój minibloging uprawiam jako hodowla hamaków , ostatnio odzwyczaiłem się od tego serwisu, ale jak jesteś posiadaczem konta, możesz zacząć mnie śledzić i zacząć czytać moje pijackie myśli o długości smsa.
i chyba na koniec zajawka ostatnich tygodni (oby trwała długo) świetny wynalazek jakim jest zupa, w tym przypadku moja - hamakowa. wynalazek świetny ponieważ nie wymaga tak naprawdę wielkiego wysiłku, a pozwala gromadzić różne rzeczy, na które natkniemy się w internecie ogólnie czy w innych zupach. może irytować pewna wtórność, ale wiadomo, każdy chce mieć w swojej zupie swoje ulubione śmieci.
hm, do tego dochodzą konta na świetnym last.fm i dA (linki po prawej stronie, lista wydłuży się o wspomniane).
to by było na tyle, nasuwa się jedno pytanie: po co to wszystko? odpowiem z nieskrywaną przyjemnością: nie mam pojęcia, ale rozrywki dostarcza sporo. a może 'rozrywki'. o i jeszcze refleksja: to trochę głupie, że 'swoje nowości' reklamuję na blogu, który jest z tego wszystkiego najbardziej zaniedbany, ale to jednak tu znajduje się centrum tego bajzlu, jak by nie było.
po poważniejsze rzeczy zapraszam kiedy indziej, teraz zbliża się godzina 2 (choć blogger wstawi godzinę rozpoczęcia pisania, co nie za dobrze poświadczy o moim tempie pisania, ale who cares)

stay tuned and remember! happines IS easy.

20091218

pod impulsem

'przyszło nam szumieć na skurwiałym bruku'
a w tamtym (tym) pijanym stanie, to na prawdę czułem, to było smutne, wiedzieć, słyszeć, że: 'zgadnij z kim', nie dlatego, że to z tym kimś, ale dlatego, że osadzenie w konwenansach, których tak bardzo nienawidzę, tak bardzo na mnie zadziałało. tak bardzo było ze mną, dotrzymało kroku, że było wierne i niechciane do potęgi.

20090921

mój...

...antydepresant:jeszcze nie użyty, nie spożyty, prosto z kostrzyna, kostrzynia, jak to się kurwa odmienia? przywiezione speszjali for mi, dziękuję! ale świetny dizajn. a może nie, nie wiem, ale nigdy nie wiedziałem, że browar obsługujący woodstock przygotowuje puszki specjalnie na tę okazję. a że dużo zajebistych wspomnień stamtąd to antydepresant, for sure. idę do lodówki.
wasze zdrowie!

20090918

Notatki z wakacji #2

huhu! mini cykl ma drugą część, nawet bardziej rozbudowaną, bardziej muzyczną, nie ma co się rozwodzić, notatki głównie z pobytu z norwegii, poza pierwszą, ze świetnego lipca.

07/15/09
popkorn jest po lewej, a wata cukrowa po prawej. chociaż jak się kupuje, to jest odwrotnie.
prawo wszechświata dotyczące sprzedaży owych dóbr, poznałem je na reggaelandzie :)
08/07/09
ludzie czasem w swym pospiechu wybierają jazdę winda, szkoda ze ten pospiech powoduje, ze nie wiedza w którym kierunku chcą jechać.
spostrzeżenie z norweskiego lotniska, można by je metaforycznie...

lotnisko. dziwne miejsce. dużo ludzi, można powiedzieć, że więcej niż przeciętnie mijamy na co dzień, więcej obcych z którymi można by nawiązać krótką, ale być może ciekawą rozmowę, w końcu to tu fizycznie zaczynają się krzyżować kultury. a jednak
z tego samego lotniska, myśl, która przez chwilę wydała mi się trafna, ale porzuciłem ją, bo uznałem, że jednak taka trafna nie jest

08/16/09
g.i.joe kac vegas
dwa filmy, o których przypomniałem sobie, ale jeszcze nie obejrzałem, podobno g.i. joe nędzne

jajcarnia
nie ma co tłumaczyć, muszę sobie kupić jajcarnię, żeby móc sobie jajko na twardo ładnie pokroić, takie minimarzenie

08/19/09
Zulusi symbolika
przypomniałem sobie o 'czacha zulu' (nazwa dla mych czaszek podsunięta przez M.) i zanotowałem, że muszę sprawdzić czym charakteryzują się zulusi, może nazwa będzie miała uzasadnienie, poza super brzmieniem :) jeszcze nie sprawdziłem

08/22/09
inglorious bastards
nowy film tarantino, wiem, źle zapisany, bo ze słuchu, planuję się wybrać na dniach do kina

spr solipsyzm
nie jestem pewien czy podczas czytania 'Lolity' Nabokova, czy po prostu nagle w mojej głowie pojawił się ten wyraz, sprawdziłem, za pwn: '
pogląd, wg którego istnieje tylko podmiot poznający („ja”), a cała rzeczywistość jest zespołem jego wrażeń' pouczające
08/26/09
18 dni! czasem zniknięcie jednej doby może przynieść sporo radości
gdy zorientowałem się, że data w moim telefonie jest ustawiona o dzień za późno, co oznaczało że w pobyt nagle z 19 dni skrócił się do błogosławionych osiemnastu

august september
bo nie mogłem zapamiętać kolejności miesięcy po angielsku, a często byłem o nie pytane, nadal nie pamiętam

08/27/09
wolfmother - new moon rising
nowy singiel świetnego zespołu wolfmother, z nowej płytki, której niestety jeszcze nie mogłem posłuchać, ale utwór niezły
czek it
09/03/09
wąż prysznic z podłączeniem, taśma czarno żółta, coś do kopania, latarka, sprej
rzeczy, które ułatwiają życie na woodstocku, a o których ciężko pomyśleć jadąc tam po raz pierwszy, za to drugi raz to dobra okazja (a sprej i latarkę miałem i tak)

09/04/09
i like you so much better when you're naked. lenny kravitz - my mama said
pierwsze to pogodny tytuł piosenki pani zwanej
ida maria, drugie to słowa z refrenu niezłej piosenki kravitza pod tytułem 'always on the run' obydwa utwory, spodobane i poznane dzięki norweskiemu radiu
09/10/09
this is it film jackson
zupełnie nowy film o jacksonie? tylko tyle usłyszałem w norweskim radiu, niewiele więcej
tutaj.
09/11/09
film wdstk
chodziło mi o '
taking woodstock' wydany z okazji czterdziestej rocznicy powstania festiwalu, dużo rzeczy recenzują w tych skandynawskich audycjach :)
lou reed koleś który wykonuje super piosenkę, hey hunny! and the coloured girls go: doo, doo, doo, doo, doo, doo, doo, doo

do tego dochodzi opis mocno posranego snu, który nadaje się na oddzielny post, o ile w ogóle nadaje się do upublicznienia.

20090917

tektura wspomnień

robię porządek w pokoju, porządek przez duże 'p', a raczej wielkie 'p' którego wielkiego nie napiszę, żeby wpis wyglądał kul i cacy, że niby mi shift nie działa. wielkie porządek przez wielkie pe, bo czeka mnie, a raczej mój pokój wielka zmiana przez wielkie zm. cieszy mnie to ogromnie, bo będę miał nowe meble, kolor ścian, łóżko. ale o porządku. a raczej sprzątaniu.
od godziny ósmej rano, do czternastej uzbierałem tyle gratów/gazet/gówna, które do tej pory zalegało mi na półkach i miało dla mnie jak by się mogło zdawać wartość sentymentalną. jakieś 120 numerów starego magazynu o grach secret service, kilkanaście resetów i cdekszynów, pudło po modelu samochodu (nie jestem, nawet nie byłem fanem tych modeli), tona kserówek ze studiów, z liceum, z nauki angielskiego. dwa niemal pełne segregatory z easy pc (booogowie, ale gówno) i jeszcze więcej gratów, których już nie pamiętam. i tu zaświtało mi pytanie: po jaką cholerę trzymałem większość z tych rzeczy przez +/- 9 lat?
i nie jestem pewien czemu, skoro zaraz po tym jak zniknęły w czarnym worku nie zdawałem sobie sprawy co wyrzuciłem. ale do czegoś zmierzam. otóż, chciałbym i to chyba głównie sobie uświadomić, że wspomnienia które wydawać by się mogło powinny się z tą powiększającą się stertą wiązać jakoś nie przychodzą, więc zapewne nie odejdą. nie mam pojęcia czy to coś oznacza, czy tylko jest takim pretekścikiem do posmęcenia na blogu. ale ta czystka daje mi dużo frajdy, i to się liczy. takie katharsis, no, jakie życie takie katharsis. ale i tak jest zajebiście. bo wspomnienia to na pewno nie ta sterta makulatury, ani nawet nie tekturowe opakowania, w których była przechowywana.
ostatnio mam kłopoty z szybkim formułowaniem 'o co mi chodzi' myśli. ale wróciłem z norwegii zarobiony i zadowolony, głównie z tego że wróciłem i nie mam zamiaru pozwolić by ten blog tak ciągle leżał odłogiem co oznacza więcej notek i więcej gównianych notek! juhuuu! everybody daaance! my anuuus! is bleeedin! daaaance! uuuui!

ten post mnie przeraża, poważnie, ale best is still to come! stay tuna! tuned!

20090806

rozhuśtane hamaki

bo zazwyczaj, jak się najbardziej chce, to pisanie nie wychodzi, więc poczekałem, aż mi się odechce i piszę. Tylko, że teraz zapomniałem o czym miałem pisać, coś mądrego miało być. Kłamstwo. To znaczy, nie zapomniałem o czym miałem pisać, bo to raczej nie możliwe: zapomnieć o Woodstocku, pierwszym Woodstocku w życiu. Byłem tam. Nie, nie będę opisywał imprezy, nie będę opisywał koncertów (bo byłem na niecałych dwóch), aaale stwierdzę: to jest moje miejsce, ostoja chill out'u, braku pośpiechu, uśmiechu, którego nie trzeba na twarzy przywoływać, on po prostu pojawia się z pierwszym dniem pobytu (choć nie od razu) i wraca z każdym wspomnieniem ( a o wspomnieniach bardzo ładnie pomiędzy biegunami napisano, polecam). Dalej, oaza cudowności, pozytywnych akcji, które po prostu muszą zaistnieć, bo takie jest prawo wszechświata, przynajmniej mojego. Zgromadzenie pozytywnych-pięknych ludzi, którzy są w stanie otworzyć się przed Tobą jednocześnie nieświadomie wybebeszając niemal całą prawdę o Tobie, ba, żeby tylko o Tobie. I w sumie o tej prawdzie bym chciał pisać-napisać, ale chyba po pierwsze nie do końca mogę, a na pewno nie umiem.
A na dodatek właśnie zaatakowała mnie masa myśli, z których żadnej nie potrafię pochwycić, przyjrzeć się dokładnie i tu sprytnie ulokować. Ale to kolejna cecha Przystanku: mnogość wrażeń, które jeszcze długo będą bardzo silne.
Nie jestem normalny, dlatego też nie byłem tam z normalnymi ludźmi, nie do końca z wyboru, to po prostu tak działa. I jest to zajebiście cudowne.

Dobrze, kończę to obrzydlistwo, bo jeszcze chwila i wyjebię ten tekścik w komputerową nicość, a chciałem napisać cokolwiek przed wyjazdem, który już za kilka godzin. Bo chyba dobrze napisać o czymś przyjemnym, gdy w głowie same nieprzyjemne myśli. Oooo! To stąd nieskładność wszystkiego co powyżej! No proszę. Aha, mam twitter'a, o tutaj, który i tak będzie zaniedbany przez czas wyjazdu (czyli jakieś półtorej miesiąca), ale który bardzo lubię.
Coś jeszcze? Na pewno, ale - i to mówię bardzo szczerze, bez żadnej przekory, czy innej pozy - czuję się totalnie bezradny i nie w stanie do zmierzenia się ze Wszystkim, trochę mnie to martwi.
No właśnie, a miało być pozytywnie.
O, trochę będzie, bo uczę się czesać włosy zaczynając od końcówek. Mniej boli.

Tym rozbieganiem nastrojów żegnam się, a w duchu już tęsknię za tym blogiem, którego nie będę tak zaniedbywał w przyszłości.

20090707

to będzie...

... zajebista wlepa! 'i choćbym się zesrał, tak będzie' o.
pomysł dojrzewał (dojrzewa nadal) ładnych parę miesięcy. wymaga końcowego dopracowania, dostosowania do drukowania i usunięcia adresu, który umieściłem w pełnej pychy obawie, że ktoś będzie chciał ukraść mą 'wielką sztukę'. uh, oh.

p.s. odświeżam linkasy po prawo. zara.
p.s2. taka bezstresowa nota, bo czemu by nie.
p.s3. nie zesrałem się, więc będzie :D (jeeeny, mort, ty jednak głupi jesteś...)

20090626

życie

On tylko odszedł. Ma zajebistą muzykę, nie zapominajcie o tym. Posłuchajcie (obejrzyjcie przy okazji) Smooth Criminal. Tak? Tak. Jest zajebisty? Jest.

No właśnie bo muzyka. Gdyby nie muzyka to nie wiem co... To jedyny aspekt życia, który mnie ostatnio totalnie nie zawodzi. Sam siebie zajebiście zawodzę, jak zwykle, inni mnie też ostatnio wyjątkowo często, co wyjątkowo dziwne (choć to nie ich wina, przecież, w końcu...), bardzo to głupie, szkoda, ale na szczęście jest muzyka, szkoda, że chociażby nie mogę się nią nacieszać z 'innymi' właśnie, tak często jak bym chciał, ale cóż. Ona i tak pozostaje. Z resztą, pewnie nie jestem bez winy, więc mam za swoje, a raczej bardzo swoje.
A kontynuując, muzyka. Łąki Łan ze swoją nową płytką zawładnęli mną przez ostatnie dwa tygodnie. Kopią dupy. A jak tylko dowiedziałem się, że Jack Peñate wydał nową płytkę od razu musiałem ją poznać. Totalnie nowa jakość na jeszcze wyższym poziomie. A klip do singla Tonight's Today, jest cudowny, pod względem tańca i ślimaka na żółwiu chociażby:

no cóż, trochę wyłazi poza margines, ale trudno, oglądajcie! polecam ogromnie.

20090529

Jak zwykle nie mam pomysłu na tytuł

Nie umiemy mówić o swych zmartwieniach. Zauważam ostatnio daleko posuniętą nieumiejętność, niezręczność osób do tego, by bez większego zażenowania móc podzielić się swym brzemieniem. A może to osoba autora nie umie, czego dowodem jest użycie słowa ‘zmartwienia’ a nie ‘smutki’. Fisz, w swoim ‘Bla bla bla’ zwraca na to uwagę… mądrze nawija o tym jacy jesteśmy niemądrzy. Nieźle, kolejna piosenka o tym, że lubimy sobie utrudniać życie, i jak łatwo możemy sprawić, by jednak nie było źle. Banalne. Nikt nie lubi banałów, nawet gdy są boleśnie mądre i prawdziwe. Przystajemy, myślimy, mówimy ‘tak, tak, dobrze gada’ i co dalej? I nic, usłyszeliśmy kolejną piosenkę, obejrzeliśmy kolejny film, przeczytaliśmy kolejną książkę potwierdzającą nasze obawy a próbującą uświadomić nam, że nie musi i NIE JEST tak nędznie, jak by się mogło wydawać. Wszyscy to rozumiemy, nikt się nie stosuje. To zupełnie inaczej niż z prawami fizyki, tych nie rozumie NIKT, a wszyscy chcąc nie chcąc jesteśmy od nich zależni.

Ale o ‘zmartwieniach’ chwilę, o jednym aspekcie, który ostatnio bardzo mierzi osobę autora. Powoli, jakoś tak dyskretnie, wszystko, co jest poważne, może smutne, a może po prostu nie kolorowe i rzygające motylkami stało się ‘emo’. To jest chyba jedyny poważny powód przez który nie lubię tego zjawiska. Gdzieś w głowach ( a może tylko w głowie autora ) siedzi jakieś oczekiwanie, że cokolwiek poważnego w oczach innych momentalnie uzyska łatkę ‘emo’ (właśnie zauważyłem że MS Word automatycznie chce pisać ‘emo’ wielką literą, kurwa…) czy to żartobliwie czy nie, problem, ciekawa kwestia może być umniejszony do rangi ‘pojękiwania’ przez ten nijaki wyraz. Często wyrazy bardzo zatracają swoje znaczenie, ale również tracą na wydźwięku. W przypadku tego tworu na ‘e’ utrata na znaczeniu wynikła w stworzeniu wielkiego synonimu dla wszystkiego co jest problematyczne, może i tylko w głowie autora, bardzo możliwe, ale to nie powód, ani tym bardziej dowód, by to było naturalne czy zdrowe. A już na pewno nie usprawiedliwienie. Chyba lepiej, krótko, ale sensowniej odwieść kogoś od czarnych myśli/nastroju niż wysłużyć się krótkim ‘ale jesteś dziś emo’. Innymi słowy: wkurwia mnie to niemiłosiernie. Wydaje mi się, a osoba autora mi podpowiada, że jest w tym trochę racji, nawet w formie takiego grafomańskiego słowotoku.

Osoba autora, teraz wirtualnie łapie się za bolącą głowę i przypomina, że sama próbowała wysługiwać się tymi trzema literkami. Bez sensu. Ale też dlatego, z tego miejsca przepraszam wszystkich nie czytających tych słów, i tych czytających też, jeśli kiedykolwiek padli ofiarą takiego niewdzięcznego deprecjonowania z mojej strony. Będę się pilnował.

20090411

A...

... ja jestem Indianinem w ciele pirata z duszą demona i tańczę na łyżce do herbaty nad jej czarną tonią. Opary pary zakręcają wraz z ruchem mych ramion, gdy zeskakuję na zielone poszycie świata, a obok przemykają pingwiny. Przeskakując z sekwoi na sekwoję docieram na maszt, by poczuć palce wiatru we włosach. A tutaj tęczowe chmury tylko czekają by urwać mi głowę, co doprowadza do feerii czerwieni w niebiosach. A potem idę spać. I śnię.


mmm... powtarzam się tym starociem, ale co z tego...

20090321

Hyhyhyyy...

Ahahahaaaa... trochę czasu minęło, nie ma co ukrywać. Ale, who cares? Poza tym nie mam stałego dostępu do internetu, więc no... ohhh, whatever.

Chciałem się pochwalić. Choć na pewno nie jakością i wielkością zdjęć z mego 'cudownego' telefonu xD . Anyway, czek dys ałt.

najnędzniejsza jakość.zawsze się zastanawiam, czy podarta wlepa to dowód, że komuś się podoba i chce ją sobie zabrać, czy wręcz przeciwnie.towarzyszące tej spotkał los podobny do tej powyżej.
yeah.mini.mój największy czerep (tymczasowy, jak widać xD) a zdjęcie chuj wie czemu, małe.

graaaand finaaaale! moja wlepa nad Niagarą (tak, tą Niagarą). i obok kupy ptasiej :D. podziękowania wędrują do Pani-która-nie-chce-się-ze-mną-napić-piwa-ostatnio ;P
***

brak wiosny to wkurwiający detal.